Wczorajsza, pierwsza od wieków, wizyta u „prawdziwego” okulisty była cennym doświadczeniem. Podczas szeregu badań zdołałam spytać pana doktora o rzecz, ktora nurtuje mnie od jakiegoś czasu. A mianowicie – jak to jest, że kiedyś wpuszczali mi atropinę i przez bite dwa tygodnie widziałam zamglony świat. A teraz – krople, kilka godzin i wszystko wraca do normy. Pan wyjaśnił uprzejmie, ze teraz zakrapla się w tym samym celu inne związki chemiczne.
To przypomniało mi, jak w liceum, po atropinie, miałam dwa tygodnie zwolnienia z czytania i pisania – byłam obecna na lekcjach, ale nikt się do mnie nie czepiał o jakieś odpowiedzi ustne czy wypracowania. Mogłam być bierna i miałam na to papier. Oczywiście w intensywnym życiu towarzyskim sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Zycie towarzyskie w tamtym okresie bowiem upływało nam na zintensyfikowanej grze w karty i w kości. Atropina w oczach uniemożliwiała mi wtedy odczytywanie kart w talii i ilości kropek na kostkach. Czymże jest jednak ta błaha przeszkoda, jeśli bardzo się pragnie. Zorganizowałam sobie okulary mamy do czytania – brzydkie i przeczasiałe, typ: „motylica wątrobowa”, które to okulary zabierałam ze sobą do spelunki hazardu. Żeby nikt prócz współgraczy nie widział mnie w takim emploi, uprosiłam ich, żebyśmy przez te dwa tygodnie grali przy ostatnim stoliku za kotarą, przy którym byłam odwrócona tyłem do sali. Wszystko bym zrobiła, żeby grać. Nawet za cenę chwilowej zmiany wizerunku. Teraz to nawet nie mam z kim grać, a czasami człek by sobie zatasował dwoma taliami (kanasta!), albo wyrzucił sześć jedynek, czyli tysiąc w kości (tu trochę naciągam, bo nigdy nie udała mi się ta sztuka). Trzeba chyba zabrać się za zorganizowanie jakiegoś maratonu ze starymi przyjaciółkami.
Póki to nie nastąpi, życie toczy się swoim rytmem, tak jak nasze lancze. Dzisiejszy lancz – tak się złożyło – potoczył się następująco:
– krem z groszku z miętą i jogurtem
– farfalle z cukinią w sosie śmietanowo-winnym, z zielonym pieprzem i serem pecorino romano
– tarta z pieczarkami, mozzarellą i wędzoną pancettą
– ciasto marchewkowe z kremem waniliowym i orzechami włoskimi.