Odwiedzi nas przejazdem stary kumpel, który dość sługo mieszka poza granicami Polski. Wraz z dziewczyną – rodowitą Hiszpanka – przemierzają wakacyjnie Europę. Zwiedzają własnym samochodem. Wszędzie normalnie, spokojnie, ale wystarczyło wjechać do Polski i bęc! Czar jazdy prysł, obydwoje nie rozumieją tego, co się na naszych drogach wyrabia. Nie ogarniają siedzenia na ogonie, wszelkiego wymuszania, łamania przepisów i lekceważenia innych uczestników ruchu. Zabawne – ich obserwacje i niezrozumienie świata polskich kierowców pokrywają się z moimi odczuciami. Musimy chyba pogrzebać w swoich drzewach genealogicznych i poszukać cudzoziemskich antenatów bo czuję, że może nie płynąć w moich żyłach biało-czerwona krew w równych proporcjach fifty-fifty. Któregoś koloru jest zdecydowanie więcej – u siebie obstawiam czerwień. W każdym razie we dwoje opuszczają dziś nasz wesoły kraj i wjadą z powrotem na bardziej przewidywalne drogi.
A my mościmy sobie tutaj, na polskich drogach. Tymi oto polskimi drogami, można do nas dojechać, można też dojść piechotą. Czy warto? Dziś taki zestaw, wiec chyba warto:
– krem z buraków z jogurtem
– butter chicken – kawałki piersi kurczaka marynowane w jogurcie, w sosie maślano-pomidorowo-orzechowym, z przyprawą garam masala, ryżem basmati i kolendrą
– tarta z pieczoną papryką, fetą i oliwkami z Ligurii
– brownie z sosem karmelowym.