Mieszkanie w dzielnicy, w zabudowie której królują kamienice, ma parę dobrych stron. Weźmy ostatni piątek. Prosto po pracy udaliśmy się do kumpla, który mieszka w sąsiedztwie, tam też wynajmuje kanciapę na biuro. I do biura-kanciapy (przefajnej skądinąd) pokierowaliśmy swoje kroki. Na miejscu dane nam było skosztować kilkunastu domowych nalewek, które to kolega uzbierał wraz z małżonką w ciągu kilku ostatnich lat. Czego tam nie było – wiśniówki, malinówki, gruszkówki, miętówki, bimberek smakujący jak porządny koniak. Słowem – raczyliśmy się zdrowotnymi nalewkami aż do dwudziestej drugiej. Potem, znacznie wzmocnieni i rozochoceni, postanowiliśmy iść na szabry, bo w gruzie z remontowanej kamienicy w sercu Podgórza kolega znalazł skute kafelki podłogowe – kolorowe, z przepięknym wzorem. Postanowiliśmy sprawdzić, czy coś się jeszcze ostało. Na pozór był tylko gruz, ale kolega ofiarnie zanurkował w tę górę i udało mu się wygrzebać dla nas jeszcze pięć. Zapakowaliśmy je na rower (rowery rzecz jasna prowadziliśmy!) i podreptaliśmy w stronę domu, nie dawszy się skusić na przedłużenie pobytu poza domem. Małżonek ociosywał kafelki z gruzu, dokładnie je umył i oto mamy piękną ozdobę – do końca jeszcze nie wiemy gdzie je umieścić, ale coś wymyślimy. Uwielbiam takie znaleziska – kiedyś dawno temu tachaliśmy fotele, porzucone przez kogoś na śmietniku, mamy także w przedpokoju żyrandol z gałęzi, znalezionej na tyłach Telewizji Kraków. Dawać rzeczom drugie życie – to lubię!
W Nowym Bufecie też czasami dajemy drugie życie jakiemuś warzywku – dajmy na to jeśli zostanie nam trochę grillowanej cukinii z quesadillas, robimy z nią tartę na drugi dzień. Dziś po weekendzie tylko pierwszożyciowe produkty, ale jutro? Kto wie…
– krem porowo-ziemniaczany z białym winem, tymiankiem i prażonymi pestkami słonecznika
– perski kurczak ze śliwkami, miętą i bulgurem
– tarta z pieczarkami, mozzarellą, gorgonzolą i bazylią
– sbriciolata z ricottą i czarnymi porzeczkami.