Czas przedstawić doniesienia z domowej, amatorskiej piwowarni. Sytuacja kształtuje się następująco: butelki z lagerem są już w piwnicy, a IPA – kolejna produkcja małżonka – wczoraj została zabutelkowana. Lagerka próbowaliśmy w zeszły piątek i smakował porządnie – jak prawdziwy lager. Na tyle porządnie, ż kiedy w sobotę małżonek pił Perłę – bo tam gdzie byliśmy nie ma dla niego innego sensownego wyboru – owa Perła pozostawała w tyle jeśli chodzi o walory smakowe, za naszym Lelum Polelum – jak to je roboczo nazwałam. Uogólniając – póki co jesteśmy zadowoleni, a w odwodzie czeka jeszcze cydr. Trzeba się spieszyć z produkcją, bo jak się zrobi ciepło i zmaterializują się drozofile melanogastery, wtedy jest pozamiatane. Takie muszki owocówki to śmierć domowego piwa, dlatego kujemy żelazo póki gorące. A latem będziemy skakać do piwniczki i czuć, że wygraliśmy życie.
Póki co jednak trzeba swoje odczekać żeby przekonać się, czy efekt końcowy będzie satysfakcjonujący. Bo jeśli chodzi o efekt końcowy naszej dzisiejszej bufetowej produkcji, to jest on jak najbardziej zadowalający. Ów efekt zmaterializował sie w postaci takich oto propozycji:
– krem kalafiorowy
– butter chicken – kawałki piersi kurczaka w aromatycznym sosie jogurtowo-pomidorowo-orzechowym (prażone mielone nerkowce), z mieszanką garam masala, podawany z ryżem basmati i kolendrą
– tarta z pieczoną dynią, suszonymi pomidorami, kozim serem i pomidorkami cherry
– tarta czekoladowo-kajmakowa.