
Różne strefy naszego życia są w różnej kondycji aktualnie. Strefa  odpoczynku – tutaj jest absolutne zwycięstwo, wiktoria wiedeńska, Bitwa  Warszawska, Jena (teraz Slavkov u Brna) i Austerlitz. Ośmiogodzinny sen,  mało obowiązków, znikły dramatyczne pobudki o 5:30. Strefa kreatywna –  tu również odnotowuję pewne sukcesy, bo nadmiar wolnego czasu i nuda to  doskonałe podglebie do tworzenia nowych rzeczy. Strefa ekonomiczna – tu  jest kompletne fiasko, no ale z tym się pogodziliśmy i na razie  wdrożyliśmy program oszczędnościowy – kupujemy w zasadzie tylko owoce,  jogurty pieczywo raz na 2-3 dni. Strefa społeczna – tutaj zasadniczo  jest katastrofa, bo niczego tak nie brakuje jak innych ludzi. Na szczęście dzwonimy do siebie – 10 dni temu zadzwoniłam nawet do przyjaciółki z liceum, która mieszka w Toskanii, a potem do tej, która  mieszka teraz w Warszawie. I w tym telefonie do Włoch można  zaobserwować, jak strefa socjalna nie idzie w parze z ekonomiczną –  okazało się bowiem, że za niemal godzinę rozmowy zapłacę sto złotych. Dlatego teraz tylko komunikatory internetowe, Monika! Strefa kulturalna –  tu jest pół na pół – odkrywam perły i przyswajam gnioty. Jeszcze  trochę, a stanę się fanką Toma Cruise’a (póki co, uważam to za rzecz  wysoce nieprawdopodobną, ale odkąd rano przeczytałam, że Tomek gracko  wykonuje większość skoków i wygibasów samopas, a także, że w serii  Mission Impossible jest stosunkowo niewiele efektów specjalnych,  nabrałam czegoś na kształt cienia szacunku (Boszz, nie wierzę, że to  napisałam!). Strefa emocjonalna – cóż, tu nie ma szału, niestety.  Chociaż muszę przyznać, że nasze wspólne pracowanie od pięciu lat  przynosi teraz owoce – jesteśmy absolutnie przyzwyczajeni do spędzania  całych tygodni tylko w swoim towarzystwie. Dlatego nie przewiduję  przemocy domowej (ale kto wie, czy po długim okresie kwarantanny nie  rzucimy się sobie nagle do gardeł). Ogólnie bilans jest z lekka ujemny, ale z perspektywami – tak bym to ujęła. 
 Aha – strefa kulinarna  kwitnie. I odbywa się pod znakiem prostoty. Dziś na przykład podam Wam  przepis z „Rodziny Soprano Książki Kucharskiej opracowanej przez Artiego  Buco”. Jest to ciekawa pozycja, obfitująca w mnóstwo odniesień do serialowych bohaterów. Dziś przyrządzimy 
 Uova in purgatorio
  Tłumacząc – jaja w czyśćcu. Jest to potrawa występująca w wielu  kuchniach, czyli jajka sadzone z pomidorami, na Bliskim Wschodzie znamy  je jako szakszukę. To podstawowa forma. Dla dwóch osób potrzebujemy: 200  ml passaty pomidorowej, rozgnieciony ząbek czosnku, cztery jajka,  świeżą bazylię lub suszone oregano i (naprawdę tego nie wymyśliłam pod tezę) starty ser na wierzch – parmezan, grana, itp. Plus sól, pieprz i oliwa do smażenia. Smażymy na oliwie lekko rozgnieciony ząbek czosnku,  kiedy się lekko przyrumieni, dodajemy passatę, którą gotujemy na patelni  około 10-15, aż zgęstnieje, czyli odparuje z niej woda. Potem wyjmujemy  czosnek, robimy lekkie wgłębienia w pomidorach, w które wbijamy jajka.  Przykrywamy i dusimy 3 minuty, aż białko się zetnie. Posypujemy solą,  pieprzem, ziołami i tartym serem.