Kilkadziesiąt porcji lasagne rozeszło się wczoraj jak ciepłe bułeczki – byłam przekonana, że sporo zostanie na dziś – w końcu w poniedziałki jest raczej spokojnie i poweekendowo. Tymczasem pół godziny po dwunastej było już pozamiatane. Na szczęście, przygotowując je w niedzielę, z pozostałych spadów udało nam się skonstruować małą blaszkę do domu i tym razem my też spróbowaliśmy smaku swojej lasagne. Zazwyczaj bowiem pozostają jedynie wyskrobki z opróżnionej blaszki. A tak – obiad na dwa dni – nawet moja siostra się jeszcze załapała na domowe zjady. Jednym słowem – bogactwo. Nawet nie macie pojęcia, jak nie lubię jeszcze sobie przygotowywać obiadu w domu po pracy – nie dość że człowiek gotował tyle godzin, to jeszcze we własnej kuchni musi. I jeszcze pozmywać trzeba, zamiast się wykąpać i pojechać na rower, albo poczytać książkę na kanapie.
Dzisiejsza aura poprowadziła mnie w stronę gazpacho – pozwoli ono łatwiej przetrwać spiekotę. Zachęcam do odwiedzin, bo oprócz gazpacho mamy jeszcze całkiem fajne propozycje:
– rzeczone gazpacho czyli hiszpański chłodnik z pomidorów i papryki
– butter chicken czyli kawałki piersi kurczaka w sosie maslano-pomidorowo-jogurtowym, z mieszanką przypraw garam masala, podawany z ryżem basmati i świeżą kolendrą
– tarta z brokułami, gorgonzolą i suszonymi pomidorami
– ciasto drożdżowe z rabarbarem, truskawkami i kruszonką.