Nowy Bufet

NOWY BUFET
UL. MOGILSKA 15A
TELEFON 12 346 17 49
PN–PT 10.00–15.00

2020-08-24 09:59:28

Przeszliśmy się z kilkuosobowym towarzystwem coś zjeść w piątkowy wieczór. Był ciepło i przyjemnie – ja kultywowałam słomianowdowieństwo i w związku z tym chciałam spędzić wieczór poza domem. Wybraliśmy się na Kazimierz i usiedliśmy w jednej z restauracji, w ogródku. Pan właściciel bardzo sobie wziął do serca naszą grupę, poopowiadał nam o jedzeniu, odpowiadał na wszystkie pytania – bardzo się starał. Chociaż lekki zgrzyt poczułam, kiedy wyjawił nam „tajemnicę” – że oto cały Plac Wolnica jest tymczasowym parkingiem dla mieszkańców, aż do skończenia remontu Krakowskiej, ale proszę Państwa – nikt tego nie sprawdza. Można sobie spokojnie parkować swój samochód i nie trzeba płacić. Ja sam parkuję trzy osobówki i samochód dostawczy. I wiecie Państwo – tu niestety robią niedługo strefę, ale na szczęście Plac Wolnica będzie z niej wylączony. A wiecie, kto nam to załatwił? Ksiądz z kościoła na Bożego Ciała. Buńczuczna część mojej natury aż rwała się, żeby wdać się z panem w rozmowę na temat cwaniackiego parkowania. Że już nie wspomnę, że strefy bez samochodów chcieli sami mieszkańcy, bo to dla nich uciążliwość. Że już nie wspomnę, że zostawianie przez jedną restaurację czterech samochodów i zajmowanie nimi miejsc przeznaczonych dla mieszkańców i jeszcze opowiadanie o tym radośnie obcym ludziom uważam za niefajne po prostu. No ale część buńczuczna schowała się daleko, powiedzmy że głęboko w trzewiach. Przecież jest piątkowy wieczór, wszyscy chcą żeby było miło, więc to nie czas na bezsensowne polemiki i wymiany zdań, z których nic nie wyniknie. Uśmiechałam się więc przemiło do pana. Dalsza część wieczoru w zasadzie była bardzo miła, jedzenie którego probowaliśmy w większości bardzo dobre. Niestety – okazaliśmy się ofiarami krakowskiego śpiewającego artysty, który przyszedł kwadrans po nas, wraz z kilkoma osobami. Wówczas nasz sześcioosobowy stolik poszedł w odstawkę, zostaliśmy odsunięci na boczny tor, a wszystkie ręce z pokładu zostały rzucone żeby dogodzić znanemu artyście. Trochę nam było smutno z tego powodu, bo o części zamówienia zapomnieli, potem przynieśli inne, a część nie dotarła w ogóle. Nie mam do nich wielkich pretensji – może to zoszołomienie spowodowane goszczeniem w swoich progach NAZWISKA wywołało te kilka gaf. No ale nie przeczę – wieczór byłby fajniejszy, a tak – czuliśmy lekki zgrzyt. Jednak przebywanie w tym samym czasie w tym samym miejscu, co ktoś znany to nienajlepsza opcja na wieczór w restauracji. I niekoniecznie trzeba dzielić się swoimi parkingowymi odkryciami z obcymi ludźmi – nigdy nie wiadomo czy nie trafi się na kogoś podobnego do mnie – entuzjastkę bicykli oraz wyprowadzanie ruchu samochodowego z centrum miasta i przeciwniczkę parkowania gdzie popadnie dla oszczędzenia kilkunastu złotych. Nieświadomie można kogoś zniechęcić. Oczywiście nie powiem Wam, co to za przybytek i jakiż to artysta gościł w nim oprócz naszej szóstki – potraktujcie to raczej w kategoriach anegdotycznych, bo nie po to tu piszę, żeby uprawiać jakieś rankingi lokali i oceniać je w skali od jednego do pięciu. A poza tym to wieczór był miły, jedzenie naprawdę okej, ale zawsze to jakaś historyjka warta opisania – czyż nie?
Wracając do poniedziałkowych realiów – oto co dziś dla Was przygotowaliśmy:
– krem z cukinii
– marokański tagine z kurczaka z suszonymi morelami, prażonymi nerkowcami, kolendrą i bulgurem
– tarta z pieczonym bakłażanem, fetą, pomidorkami i bazylią
– tarta z kremem czekoladowym z odrobiną brandy i konfiturą porzeczkową.