Od dłuższego czasu przymierzałam się do pojechania rowerem z okolic Przegorzał na Wolę Justowską i dalej na Bronowice. Miałam w głowie tę traskę i uparłam sie, że pojadę i obczaję, jak wygląda łącznik Zwierzyńca z krakowskim Beverly Hills. Pojechałam Księcia Jozefa, a przy skręcie w "łącznik", czyli ulice Jesionową okazał się, że ścieżka rowerowa nad Wisłą właśnie dokładnie w tym miejscu biegnie przy ulicy i jest tam nawet zjazd do skrzyżowania. Cóż – zanotowałam w pamięci, że nie muszę na drugi raz być zawalidrogą na półtorakilometrowym odcinku dla sznuru niecierpliwych kierowców samochodów, po czym żwawo skręciłam w prawo. Ulica dość stromo pnie się pod górę, a w oddali widać było jakiś ogromny budynek, na równie dużej przestrzeni. W miarę zbliżania się do niego zobaczyłam duze, solidne ogrodzenie, a gdy przejeżdżałam koło bramy, spodziewałam się znaleźć tam tabliczkę z nazwą instytucji, która ów rozległy teren zajmuje. Tabliczki brak, co oznacza własność prywatną. Zaintrygowała mnie ta Tara, tudzież siedziba krakowskich Carringtonów i postanowiłam – jak Witek Gadowski – przyjrzeć się sprawie. Usiadłszy na popas w Parku Decjusza bez trudu znalazłam informacje i zdjęcia wnętrz, alei prowadzącej do rezydencji, oraz tarasu. Okazało się, że to najdroższa nieruchomość w Krakowie i akurat na początku tego roku można było ją nabyć za okazyjną kwotę dwudziestu milionów złotych. Okazyjną, bo w przeliczeniu na metr kwadratowy wychodziło marnych trzynaście tysięcy. Phi! Mnóstwo hektarów, spory kryty basen, dwustumetrowy wapienny taras, plus oczywiście mnogość rozmaitych udogodnień i metrów do mieszkania. Ludzie z branży nieruchomości, wypowiadający się w artykule zgodnym chórem twierdzili wtedy, że są pewni iż posiadłość szybko znajdzie nabywcę, bo to okazyjna cena.
Piękne są to tereny, ale muszę przyznać, że mieszkańcy tych okolic chyba niesamowicie frustrują się w korkach. Dojazd tam jest żaden, ulice mają wiejski charakter – wąziutkie, często bez chodników. Z resztą sporo małych wiejskich chatynek ciągle jest w okolicy – ciekawa jestem, czy są solą w oku deweloperów, którzy wyobrażają sobie swoje potencjalne zyski z kilku działek z takimi wiejskimi chatami, zamienionych na zgrabne lub też niezgrabne bloki-apartamentowce. Konkluzja jest taka, że na pewno wspaniale tam się mieszka, ale lepiej dla mieszkającego, jeśli pracuje zdalnie – wtedy nic nie mąci jego błogiego spokoju i wrażenia bycia gdzieś poza miastem, tonąc przy okazji w morzu zieleni. Trochę zazdroszczę, a trochę nie. W każdym razie to przepiękna okolica, w sam raz na spacery i rowery.
Zmieniając temat – tym razem dość topornie, bez zgrabnej przełączki – zapoznam Was z daniami i deserem, ktore dla Was pospołu przygotowaliśmy:
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą (niewegański – zawiera mleko)
– gnocchi ze szpinakiem i gorgonzolą, posypane tartym grana padano
– tarta z duszonym porem, wędzonym boczkiem i pestkami dyni
– ciasto marchewkowe z orzechami włoskimi i kremem waniliowym.