Całe życie zanosiłam buty do szewca, a ubrania do krawcowej. A także kupowałam raczej sezonowe warzywa i owoce, starając się nie marnować jedzenia. Jest to dla mnie działanie, z gatunku tych, nad którymi człowiek się nie zastanawia, bo są dla niego oczywiste – może nie tak oczywiste jak oddychanie, ale powiedzmy że na drugim miejscu. Przyszły obecne lata i okazało się, że takie naturalne, normalne zachowanie ktoś nazwał, skatalogował ogłosił się jego propagatorem lub czasem nawet autorem, napisał książkę i głosi teraz dobrą nowinę, zapraszany przez pisma dla kobiet i te lajfstajlowe koedukacyjne. I zarabia na tym konkretne pieniądze, co samo w sobie nie jest żadnym wykroczeniem – wręcz chwali się, że ktoś wyczaił niszę, umościł się w niej i zarabia tam pieniądze, a przy okazji zyskuje pewną rozpoznawalność. Zastanawia mnie, czy ludzie tak bardzo odeszli od naprawiania odzieży, bo kupują ją tak miernej jakości i i tak się niszczy na amen w ultra-krótkim czasie? W takim razie niepotrzebne by im były porady dotyczące przedłużania życia szmatowatym bluzkom i zmechaconym płaszczom. Z butami sprawa jest trochę inna – dominacja na rynku butów sportowych, których ceny mogą oscylować w okolicy tysiąca złotych sprawiła, że po wydaniu tak znacznej kwoty człowiek chciałby, żeby mu służyły jak najdłużej. Tymczasem ich żywotność to około dwa lata – chętnie więc oddają je w ręce rzuciła-korporacje-i-odnawia-buty – jednak szkoda tego tysiączka i człowiek chciałby trochę dłużej swoje sneakersy ponosić. No chyba że już mu się znudzą i pragnie tych najnowszych, z grubaśną podeszwą i w krzykliwych kolorach – wtedy i tak zakupi nowe. Stosunek do odzieży to skomplikowana sprawa i każdy z nas ma trochę inny. Mój małżonek na przykład pragnąłby nosić całe życie ten sam model spodni, butów i kurtek, ale firmy odzieżowe robią go w bambuko. Bo po dwóch latach tego samego modelu spodni już nie uświadczysz. Niby jest, niby tak samo się nazywa, a w paczce przychodzą jednak inne spodnie. Frustruje go to i od jakiegoś czasu szuka firm, które nie zmieniają fasonów co sezon, ale pozostają wierne swoim evergreenom.
A wracając do szewca i krawcowej – kiedy odbiera się naprawione buty czy kurtkę z nowym suwakiem, czuje się, jakby się odbierało zupełnie nową rzecz – jest radość i podnietka – człowiek czuje, że oszukał na jakiś czas przeznaczenie i ze zrobił dobry interes, bo zapłacił grosze w stosunku do pierwotnej ceny ubrania. I ja w poniedziałek przy odbiorze od krawcowej będę się tak czuła.
Poniedziałek poniedziałkiem, ale jeszcze jest piątkowe przedpołudnie, oraz weekend w zanadrzu. Ciese się na niego, mimo że nie mam żadnych szaleńczych planów. Póki co, przed weekendem, wpadnijcie tu do nas i zakupcie sobie lancz:
- krem z ciecierzycy i pomidorów – wegański
- kokosowe curry z zielonych warzyw z ryżem basmati
- cztery porcje linguine all’amatriciana
- tarta z młodymi marchewka i, grana padano, suszonymi pomidorami i czosnkiem niedźwiedzim
- tarta czekoladowo-kajmakowa.