Myślałam, że zeszłoroczna „Bestia ze Wschodu” jest szczytem nazewnictwa okołopogodowego. I że jest czymś najlepszym i najśmieszniejszym, co dziennikarze, meteorolodzy, czy inni ludzie przekazujący nam informacje, wymyślili. Aż tu nagle, w tym roku, pojawił się „Śniegogedon” i zagarnął chciwie wszystkie nagrody. Ciekawe, czy w okolicach grudnia dowiemy się, że śniegogedon został młodzieżowym słowem roku, tak jak w roku ubiegłym był to śpiulkolot. Śpiulkolot, którego to wyrazu ponoć ludzie młodzi nie kojarzą specjalnie. Za to ci, którzy jakiś czas temu młodzi byli, zaczęli na potęgę memować z użyciem śpiulkolota, udowadniając wszystkim, że zdanżają, że kumają, że są na bieżąco, młodzi duchem. Cóż – czego byśmy my – czterdziestolatkowie, i Wy – trzydziestolatkowie nie robili, to na pewno ani my, ani Wy nie będziemy już zdanżać. Mieliśmy swoją szansę – moje pokolenie miało ją w poprzednim stuleciu. . Teraz jedynie możemy zamelorecytować z Kazikiem, że „mnie najbardziej wk..wia u młodzieży, to że już więcej do niej nie należę”. I tak to w zasadzie jest, od zarania dziejów.
A wracając do strasznego turecko-greckiego śniegogedonu – nic tak mnie ostatnio nie rozbawiło, jak właśnie to. No, może jeszcze czasami małżonek, który rzadko się odzywa, ale czasem jak coś zgrabnie podsumuje, to czapki z głów! 😍
U nas cały śnieg stopniał, jest dość ciepło, co może zachęcić do wyjścia z domowo-pracowej gawry, ab zaopatrzyć się w rozmaite lancze. My proponujemy Wam dziś takie oto rzeczy:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem i grzankami
- tajska wołowina massaman z orzeszkami ziemnymi, kolndrą, mleczkiem kokosowym i ryżem basmati
- Tatra z pieczonym kalafiorem i suszonymi pomidorami
- sbriciolata z porzeczkami i ricottą.