Wczorajszy chłodnik zrobiłam na dwa dni – tak mi się przynajmniej wydawało. Temperatury zrobiły swoje i sprzedał się w całości. No trudno. W związku z tym jutro prawdopodobnie będzie gazpacho – dziś w związku z ilościami przemysłowymi sosu z pomidorów do cannelloni, zupa jest zielona. I tak to Moi Drodzy trzeba czasem kombinować, żeby zachować różnorodność. O dziwo – mimo temperatur także chili con carne znalazło swoich amatorów. Byliśmy bardziej niż pewni, że dziś będzie podwójny lancz, No ale nie jest pojedynczy. Ale za to całkiem do rzeczy, bo cannelloni bardzo lubicie, a i zupa wyszła wyjątkowo smaczna. Zastanawiam się jeszcze, kiedy zaczną kończyć się szparagi, bo na razie przyjeżdżają dość grube i jędrne. Oby zostały tu jak najdłużej, bo potem trzeba będzie znowu czekać na tartę szparagową aż do maja/czerwca..
Dziś kolejny dzień srogich temperatur, ale pojawiło się lekkie zachmurzenie, więc nie będzie aż takiej patelni. Tak czy siak – błogosławię ten dzień, w którym kilka lat temu panowie założyli nam klimatyzację. Bez niej byłoby naprawdę krucho – tak zimą, jak i latem. Bylobyśmy umęczeni, wymięci i bez chęci do pracy. A tak? Jest świeżo 😀
Świeżo jest także w lanczach. Oto jak się prezentują:
- krem z cukinii
- cannelloni nadziewane szpinakiem, ricottą i grana padano, zapiekane w sosie rosè z pomidorów, oliwy, bazylii, śmietanki i czosnku
- tarta szparagowa z oliwą i serem kozim
- sbriciolata z porzeczkami i ricottą.