Żeby stać się już w pełni nieprzemakalna na rowerze, zamówiłam sobie trekkingowe wodoodporne spodnie. To jedyny brakujący element mojej rowerowo-jesienno-zimowej garderoby. Sprawę niby załatwiają kalosze, ale kalosze można nosić tylko do pewnych temperatur – przy pierwszych przymrozkach i temperaturze oscylującej wokół trzech – pięciu stopni, zamieniają się w gumową chłodnię. Wprawdzie nieprzemakalną, ale jednak chłodnię. A miło Jets jednak włożyć stopę w obuw dobrze ocieplony, umościć sobie od palca do pięty w sztucznym futerku, albo sfilcowanej wełnie. A przynajmniej w butach sportowych z gore-texem, zamienionych dojrzałą zimą na śniegowce.
Ciekawa jestem jak to będzie? Czy uzyskawszy optymalny, doskonały strój na zimowy rower, zyskam przy okazji wygląd Yeti? Stracę wyraźnie określoną płeć na rzecz niedookreśloności? Pięknie nazywa to Amy Lamé w autorskim programie muzycznym w BBC6 Music: „Good Morning Boys, Girls, and everyone in-between.” Pomyślałam, że mogłabym akcentować usta na krwisto, ale sama nie wiem…. Być może efekt byłby odwrotny do zamierzonego?
Czekam na spodnie, póki co jeżdżę w dżinsach, a Wam dziś ugotowałam z małżonkiem takie oto specjały:
- krem kalafiorowy z pestkami dyni
- perski kurczak ze śliwkami, bulgurem i miętą
- gnocchi z gorgonzolą, suszonymi pomidorami i natką pietruszki
- tarta szpinakowa z gorgonzolą i orzechami włoskimi
- brownie z sosem karmelowym.