No to urlop się skończył. Czy gdzieś wyjechaliśmy? Oprócz króciutkiego pobytu na Mazowszu, siedziałam wraz z małżonkiem w Krakowie, rozkoszując się odpoczynkiem. Mieliśmy nawet plan, żeby na 3 dni gdzieś skoczyć, ale złaknieni byliśmy solidnego odpoczynku. A kilkugodzinna podróż, pakowanie, rozpakowywanie i ponowne pakowanie jawiły nam się jako czynności nieatrakcyjne. I niemające dużo związku z odpoczywaniem. I dlatego muszę przyznać, że jestem wypoczęta i nie miałam spadku nastroju w ostatni weekend – takiego spleena końca urlopu. Ciekawe, że usłużny słownik zamienił mi „spleena” na „spleśniałe” – nie doszukuję się w tym drugiego dna – AI nie bowiem drugiego dna nie posiada.
Wchodzimy w Nowy Rok z niewielkimi podwyżkami – nie muszę specjalnie tłumaczyć ich przyczyn – każdy je doskonale zna. Podwyżki na razie są niewielkie – druga część nastąpi w październiku – wtedy to bowiem kończy nam się umowa z Tauronem i prąd zdrożeje dwukrotnie. I wtedy zacznie się kombinowanie i łatanie budżetowych dziur na większą skalę. Póki co wszystko zdrożało o złotówkę lub dwie – jak widzicie, nie ma tragedii.
Pogoda nam sprzyja, mamy więc nadzieję, że dziś do nas przyjdziecie. A takie mamy propozycje na powitanie:
- krem z groszku z jogurtem i miętą
- linguine aglio olio pomodoro, z natką pietruszki i serem grana padano
- tarta z pieczoną cukinią, cheddarem i pestkami słonecznika
- tarta czekoladowo – kajmakowa.