Czy ja mam jeszcze jakieś marzenia? Ależ oczywiście, mam kilka. Na liście najpilniejszych marzeń, które mają szansę spełnić się już w najbliższych tygodniach znajdują się:
- Zdjęcie grubych rajstop spod spodni.
- Zamiana najgrubszej czapki z polarem na lżejszą.
- Odłożenie na dno szafki pracowniczej grubych ocieplanych dresów, w których nieprzerwanie pracuję od grudnia – serio, tak mi zbrzydły, że najchętniej choćby dziś cisnęłabym je do kosza
- Zdjęcie skandynawskiej bluzy funkcyjnej z cienkiego polaru spod bluzy kucharskiej i pracowanie tylko w jednej warstwie odzieży pracowniczej
- Założenie spódnice vel sukienki bez strachu, że jak gdzieś w niej pójdę wieczorem to przemarzną mi nogi.
- Pójście na spacer bez rękawiczek i w płaszczyku.
Wszystko to znajduje się przy samej ziemi, nie wylatam marzeniami w przestworza i nie osiągam w nich spektakularnych sukcesów. Kogo obchodzą sukcesy, kiedy wciąż mam na tyłku ocieplane dresy? Aha, Aha.
Tak – jak miliony rodaków pragnę i ja wiosny – śnią mi się po nocach ogródki piwne i umajone parki. I wiem, że jest już bardzo bliziutko, ale kiedy człowiek jedzie do pracy przed szóstą rano i wita go leżący wszędzie śnieg, to jest już u kresu. U kresu uzbrajania się w cierpliwość, a ja nie chcę się już dłużej uzbrajać – pragnę się rozbroić i wywiesić wiośnie białą flagę. Czy wiosna mnie słyszy?!?
Dobrze, ze Wy mnie słyszycie, a przynajmniej czytacie – dotrze więc do Was przekaz o dzisiejszym menu. A przekaz dnia jest następujący:
- krem z selera z prażonymi orzechami włoskimi
- chili con carne z wołowiny z papryką i fasolą, podawane z grillowaną tortillą, kwaśną śmietaną i kolendrą
- tarta z burakami, halloumi, kozim serem i orzechami laskowymi
- czekoladowe brownie z sosem karmelowym.