W sobotę postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda sprawa z nowo otwartą restauracją w browarze w Tenczynku. Browar został kupiony przez Janusza Palikota – dla obserwujących polski rynek kraftów i browarów regionalnych ten transfer to żadna nowość – Palikot kupił także rzemieślniczą markę z Wrocławia – Doctor Brew. Żeby nie jechać kawał drogi tylko po to, żeby zjeść sobie w restauracji i popić to lokalnym piwem, włączyliśmy do planu wycieczki także pobliskie ruiny zamku Tenczyn, dość dobrze zachowane, z zapierającym dech w piersiach widokiem na okolicę. Czy można taką wycieczkę odbyć bez samochodu? Oczywiście że można. Wystarczy pójść na Dworzec Główny w Krakowie i wsiąść so pociągu do Krzeszowic. Po około dwudziestu minutach wysiadamy i udajemy się na sześciokilometrowym spacer do ruin zamku – trasa biegnie przez Tenczynek, a potem lasem. Potem wspinamy się pod górę, na której usytuowany jest zamek, odpoczywamy na ławeczce, robimy jakieś pamiątkowe zdjęcie i wracamy do Tenczynka, na wyszynk do browaru. Sala restauracyjna jest pięknie zaadaptowanym pomieszczeniem przemysłowym. A kwestia wyszynku wygląda podobnie jak w Nalej Se – dostajemy kartę, którą wkładamy do multitapu i lejemy sobie według potrzeb interesujący nas napój. Bardzo lubię tego typu rozwiązania. Po zjedzeniu i wypiciu udajemy się w drogę powrotną – do przejścia mamy trzy kilometry, więc musimy sprawdzić sobie powrotny pociąg i rozłożyć czas, żeby zdążyć dojść na interesujące nas połączenie. Połączeń jest bardzo dużo, bo to trasa śląska – pociągi chodzą z częstotliwością co pół godziny – godzinę. Czasem częściej.
Krokomierz pokazał małżonkowi prawie trzydzieści tysięcy kroków (razem z dojściem do domu na dworzec i z powrotem) – słuszny spacer, musicie przyznać.
Później wracacie do domu, szybki prysznic i zaleganie na kanapie, nie musząc już nic – cała pańszczyzna ze zdrowym ruchem, krokami, spalaniem kalorii została odwalona na tyle, że nawet w niedzielę nie musicie nigdzie się ruszać. No chyba że najdzie Was ochota na lody – wtedy wsiadacie na rower, jedziecie do Nowej Huty i kupujecie sobie po dwie gałki fantastycznych lodów w Lodowej Hucie. I wtedy po powrocie to już naprawdę nic nie musicie – tylko wypoczynek.
A w poniedziałek to wiadomo – do pracy, a w trakcie pracy wyskakujecie na lancz do Nowego Bufetu – jeśli akurat pracujecie w pobliżu. Jeśli nie, możecie sobie tradycyjnie poczytać do porannej kawki, co tam u nas słychać i jaki lancz. A lancz dziś jest taki:
- botwinka z jogurtem, szczypiorkiem i koperkiem
- kokosowe curry ze szpinakiem, ciecierzycą i ryżem basmati
- tarta szparagowa z serem scamorza i orzechami włoskimi
- sbriciolata z czarnymi porzeczkami i serem ricotta.