Dość często jest tak, że niebotycznie wyhajpowane przez krytyków filmy i seriale do końca nie przypadają mi do gustu. Tak było z “Chłopami”, z trzeci sezonem “Detektywa”, z trzecim i czwartym sezonem “Sukcesji”, “Westworld”, “Duchy Inisherin”, a ostatnio “Biedne Istoty”. Pamiętam zachwyty nad “Rayem Donovanem”, który drażni mnie jak mało co, podobnie z “Yellowjackets” – tu nie przebrnęłam nawet przez pierwszy odcinek. Teraz wszyscy chwalą “The Curse” na Showtime, a mnie ten serial męczy. Rozumiem cringe, rozumiem niewygodę oglądania, rozumiem co twórcy chcą mi przekazać i kogo skrytykować – ale o tym, o czym traktuje ten serial wolałabym przeczytać jakiś znakomity tekst kultury, jakiś świetny esej, lub też po prostu obejrzeć film.
W drugą stronę też się zdarza – na przykład podobał mi się film Jane Campion pod polskim tytułem “Tatuaż”. I nie chodzi nawet o fabułę, ale moim zdaniem jest tam świetnie uchwycona atmosfera – duszna i gęsta.
I zawsze jest to dla mnie fantastyczne – jak różnie ludzie odbierają te same rzeczy. Bo mają inny punkt widzenia, inne poglądy, inna płeć, inne doświadczenia. Ba! Bardzo ważne jest też, jakie filmy i seriale do tej pory obejrzeli i jakie książki przeczytali. Ostatnio nawet spierałam się z siostrą i jej mężem o zakończenie wspaniałego brytyjskiego miniserialu BBC “Sherwood”, dostępnego na Canal+. Oni uważają, że zakończenie jest niedobre, że trochę zepsuło im odbiór. Ja jestem zdania, że jednak doskonale pasuje do opisanej historii – nie będę pisać dlaczego, bo liczę, że ktoś z Was sobie ów serial obejrzy (a naprawdę po stokroć warto!). A jeśli Wam nie podejdzie – cóż – ja w takich przypadkach wyłączam bez żalu. Bez żalu również odkładam męczącą lekturę.
Bez żalu będą również ci z Was, którzy do nas przyjdą na lancz. Mamy Wasz przysmak. Ale po kolei:
- krem z groszku z miętą i jogurtem
- quesadilla z serem, szynką, grillowaną cukinią, sosem z wędzoną papryką plus sałata z winegretem
- tarta z dynią Hokkaido, kozim serem i suszonymi pomidorami.