Jako że skończyła nam się kawa wietnamska, pojechałam na Tandetę do Quinna, by kupić kolejną paczkę. Niestety – pocałowałam klamkę – mają urlop do połowy marca. Pewnie całą rodziną pojechali na długie wakacje do ojczyzny. No i super, mam nadzieję że odpoczną.
W związku z tym jednak zostaliśmy bez wietnamskiej kawy w opakowaniu z helikopterem – najpyszniejszej, o czekoladowym aromacie. Sprawdzałam na Allegro – można ja kupić u jednego sprzedawcy, ale ma zbójecką marżę. Postanowiliśmy więc w ramach eksperymentu poczekać pokornie na Quinna, a zamiast helikoptera zakupić kawę rozpuszczalną. Rozpuszczalki nie pijam – robię to tylko wtedy, kiedy jestem z wizytą u koleżanki w Warszawie. Ma ona do wyboru albo parzuchę, albo rozpuszczalną – wybieram zawsze rozpuszczalną i da się wypić.
Kupiliśmy więc słoik w ramach eksperymentu, żeby w marcu poczuć tym dobitniej, za jakim wspaniałym smakiem i aromatem tęskniliśmy. I od poniedziałku do piątku pijemy sobie przelew, a w weekendy w domu raczymy się kawą rozpuszczalną, ale z zagęszczonym mleczkiem – takim, jakie dodajemy do wietnamskiej.
Moje wnioski z organoleptycznych prób smakowych są takie, że ta kawa smakuje jak odpowiednik eurogalera z kija, typu „siuśki” – czyli jest do wypicia. Do wypicia, ale totalnie bez właściwości, bez charakteru – taka, żeby zadowolić wszystkich. Nie jest kwaśna, nie jest gorzka – jest totalnie nijaka. Czyli z punktu widzenia producenta – mega giga koncernu Nestle – produkt się udał i jest dokładnie taki jak miał być.
Ale jak czasem napiję się jej rano w pracy, jeszcze przed zaparzeniem dzbanka przelewu, to potem przelew mnie siecze smakiem i mocą.
Aktualnie jestem między rozpuszczalną a przelewem – zaraz więc napiję się napoju z mocą, którą to mocą zostanę usieczona. A dla Was oprócz przelewowej kawy kolumbijskiej excelso mamy także lancz. Dziś jest taki:
- zupa kukurydziana
- wegański tażin z batatami, cicecierzycą, bakłażanem, cukinią, suszonymi morelami, bulgurem, prażonymi płatkami migdałów i kolendrą
- chili con carne
- tarta z pieczarkami, wędzonym boczkiem, oliwą truflową i natką pietruszki.