Trochę przypadkiem dobrze zabalowałam w stolicy. Trafiłyśmy bowiem na trzydzieste trzecie urodziny Irish Pubu na Miodowej. To wspaniała miejscówka – taka w starym stylu, z muzyką na żywo w weekendy. I z klientelą o takich peselach, że gdy w pewnym momencie frontman kapeli powiedział, że kto ma trzydzieści trzy lata, ten piję dziś piwo za darmo to nie zgłosił się nikt. Widziałam sporo par w wieku emerytalnym na parkiecie, ale spokojnie – byli i młodsi, a towarzystwo mocno międzynarodowe. Spotkałam też znajomego Irlandczyka, którego poznałam cztery lata temu w pandemii – jadł nawet rubena w Nowym Bufecie. Oczywiście był pewien, że jestem siostrą tej dziewczyny, która ma bar w Krakowie, ale to nie jest istotne w tej opowieści. Istotne jest, że zadałam mu fundamentalne, egzystencjalne pytanie:
- Czy naprawdę wszyscy nienawidzą Bono?
- Nie wszyscy. Ja kocham Bono. Ale zaraz Ci powiem dlaczego. Otóż – moja siostra chodziła z nim do klasy w szkole średniej. Bono chciał się z nią umówić na randkę, ale cóż – był dla niej za niski. Byłem na jego ślubie, on był na ślubie mojej siostry. Dlatego sama rozumiesz…
No ale kocham Bono tylko do momentu, aż otworzy usta i zacznie mówić – wtedy jestem zażenowany. A byłaś kiedyś na koncercie U2? - Nie, nigdy
- Ja byłem mnóstwo razy. Wspaniałe show.
- To pewnie tak, jak z tym zespołem, który tutaj gra w weekendy – U2 było czymś takim dla Ciebie. No ale wiesz, że dzięki Bono, zgodnie z socjologiczną teorią pięciu uścisków dłoni, masz teraz skróconą drogę do praktycznie każdej osobistości na ziemi?
- Co? Co to jest teoria uścisków dłoni?
Widzę, ze mi nie dowierza, więc mu wytłumaczyłam, dodając: - A ja, Mój Drogi, dzięki znajomości z Tobą, sporo zyskałam. Jesteś bowiem dla mnie dużym skrótem.
Irlandczyk ów jest dość podobny do Jamesa Maya. Poinformowałam go o tym. - A kim jest James May? Szczerze mówiąc, trochę się boję.
Pokazałam mu zdjęcie. - Uff, mogło być gorzej. Tak naprawdę doskonale wiem, kto to jest, ale zapomniałem, jak się nazywa.
- Rozumiem, że funkcjonuje w zbiorowej wyobraźni jako „Ten Drugi Facet” obok Jeremy’ego Clarksona?
I take cały wieczór.
Uśmiałam się niemożebnie, a i potańczyłam co nieco. Klimat był wspaniały – luźny i swojski. Zgodnym chórem stwierdziłyśmy z moją bliską koleżanką, u której się zatrzymałam, że klimat ten przypomina nam ciechanowską Borutę za naszych czasów. Czyli wystrój lekko meliniarski, zbieranina ludzi od Sasa do Lasa i klimat, za który człowiek dałby się pokroić.
Przyznaję, że to był niezwykle udany weekend. Mam nadzieję, że mieliście równie udane. A jeśli nie, to przynajmniej możecie tu wpaść po rubena i trochę na to ponarzekać. Albo na lancz, na który dziś serwujemy: - toskańską zupę pomidorową
- kokosowe curry z ciecierzycy i pieczonego kalafiora, z jarmużem i ryżem basmati
- tartę porową z gorgonzolą i orzechami laskowymi.