Po dwóch (!) godzinach spędzonych wczoraj w łazience na różnego rodzaju czynnościach relaksacyjno – pielęgnacyjnych dochodzę do wniosku, że ktoś, kto zarabia wyglądem na życie, traktuje to wszystko jako pracę na pełen etat. To znaczy – trzeba mieć naprawdę mnóstwo czasu na twarz, stopy, paznokcie, całe ciało – że wymienię tylko podstawowe czynności. A gdzie makijaż? A gdzie dobór garderoby? Zwykły człowiek funkcjonujący gdzieś pomiędzy domem a pracą po prostu robi coś na jakiś czas i wtedy czuje się zadbany i samo-zaopiekowany.
Zaczęłam się zastanawiać nad taką Jennifer Lopez. Codziennie ze dwie godziny siłowni, masa zabiegów – część z nich robi sama, część powierza specjalistom – a to wszystko wymaga czasu. Jennifer wygląda jak dziesięć milionów dolarów, no ale to jest regularna praca – nie tylko jej, ale innych ludzi – profesjonalistów od fitness, diety i urody.
A ja poświęcę dwie godziny raz na tydzień na jakieś ekstra czynności pielęgnacyjne i czuję, że na pewno nie dałabym rady tak codziennie. Jest przecież tyle rzeczy, które chciałoby się zrobić. Na przykład odebrać swoje pierwsze w życiu okulary do czytania z Bonarki – no ale wczoraj już nie zdążyłam, ze względu na wyżej opisaną aktywność. Dodaj do tego chociaż 10-20 stron książki przed snem, i jakaś kolację – wyjdzie ci, że już nie bardzo jest jak wcisnąć coś do oglądania na streamingu. Zakładając, że jak ja chodzisz spać w okolicach 21:00 i mniej więcej godzinę przed snem unikasz ekranu telefonu i komputera, żeby mieć zdrowszy i pełniejszy sen. Ci, którzy wstają koło 7-8, mogą spokojnie pobomblować do północy, ale mi po dwudziestej zostaje czytnik w ręku. I bardzo dobrze – aktualnie ukołysana hiszpańskim thrillerem “Czerwona Królowa” ( Roch Kossowski dzięki!) zasypiam w końcu, a budzi mnie zawsze moment, kiedy czytnik niespodziewanie wypada mi z ręki.
Dobrze, że w kąpieli można przy okazji wysłuchać jeszcze jakiegoś podcastu – relaks jest wtedy pełniejszy. Tak przynajmniej jest w moim przypadku.
Właśnie pomyślałam sobie, że może dla wielu z Was to normalka, a ja tu się kreuję na łazienkową heroinę – no ale mogę pisać tylko za siebie. A tak to u mnie wygląda.
No dobrze, skoro było już coś dla ciała, to dodajmy jeszcze więcej dla owego ciała. A mianowicie garmaż. A garmaż dziś przebogaty:
- kokosowa zupa Dahl z soczzewicy i pomidorów
- zupa z kapusty z pesto, pomidorami i serem grana padano
- gnocchi z sosem z gorgonzoli, suszonymi pomidorami i rukolą
- sześć porcji wegańskiego kokosowego curry z ryżem basmati
- tarta z bakłażanem, fetą, pomidorkami cherry i pesto
- jeden kawałek tarty ze szpinakiem, gorgonzolą i migdałami
- SERNIK NOWOJORSKI Z MUSEM TRUSKAWKOWYM