Dwa tygodnie temu, kiedy wychodziłam z zajęć jogi, na następne zajęcia przyszli nasi dawni klienci. Pan z żoną, którego nazywaliśmy Sąsiadem, bo a) mieszkał w bloku nieopodal
b) był sąsiadem z piętra naszego innego klienta – Holendra po Akademii Muzycznej, który też się już stąd wyprowadził, ale wpada czasem na rubena i pogawędki.
Nie zagadałam do nich, bo poszli już się przebierać, a ja się dość spieszyłam. Poza tym jakoś tak nie chciałam ich nagabywać.
No i w piątek, po dobrych kilku latach nieobecności w Nowym Bufecie kto się zjawia? Oczywiście pan Sąsiad. Zagadał do mnie, że pewnie go nie pamiętam, ale mieszkał tu obok i przychodzili do nas z żoną, wspomniał też rzeczonego Holendra Brama, żeby bardziej mnie naprowadzić na trop. W myślach chciało mi się śmiać (Panie kochany – ja nawet pamiętam jak pańska żona ma na imię 🤪). Oczywiście opowiedziałam mu o tym, że widziałam ich na jodze niedawno. A także o tym, że to właśnie on zarekomendował nam kawę w Szarej na Rynku i dzięki temu chodzimy tam raz na jakiś czas i bardzo nam się podoba. Pan Sąsiad był zupełnie nieświadomy faktu, że wśród panteonu bufetowych typów ma swoje miejsce i umieściłabym go na potencjalnej zbiorowej pamiątkowej fotografii. Porozmawialiśmy sobie bardzo miło, zjadł rubena, który bardzo mu smakował i pożegnaliśmy się.
Albo taka sytuacja – też piątkowa. Pan, który przychodził do nas przez kilka lat, nigdy się nie odzywał, zawsze w słuchawkach – otóż w piątek powiedział, że zupa jest pyszna i że niestety nie będzie już przychodził, bo się przeprowadza. I ja bardzo sobie cenię, że pan chciał się na koniec pożegnać – wpisał się bowiem także w nasz bufetowy krajobraz i czasem zastanawiałam się, czemu ciągle te słuchawki nosi – i mam jednak nadzieję, że nie dlatego, że tak bardzo nie podobały mu się moje propozycje muzyczne, ale miał inne powody 😜.
Zawsze nam miło, kiedy odwiedzi nas ktoś, kto z różnych względów już nie przychodzi i trochę nas smuci, kiedy ktoś nas opuszcza.
Z resztą niedawno rozmawiałam z panem Tomkiem – tym, który podszywa się pod Adama Szota – i podzieliłam się z nim refleksją, że właściwie to traktuję naszych klientów jak znajomych z pracy. Tak właśnie czuję – niektórzy to znajomi na skinienie głowy, niektórzy to koledzy i koleżanki, a z niektórymi się nawet zaprzyjaźniłam. I to jest wspaniałe!
Była prywata, a teraz menu:
- botwinka z jogurtem (to ta na gorąco)
- chili con Pavo – z indykiem, papryką, fasolą i ryżem parboiled
- tarta szparagowa z serem fontal.