
Dzisiejszego ranka zmieniam chwilowo personalia. Jeszcze przez najbliższą godzinę będę nazywać się Makdalena Kisielewska herbu Niewczas Niedoczas. Przez najbliższą godzinę moje cele życiowe/zawodowe ograniczają się do jednego: ZDĄŻYĆ. I być może ów cel zostanie osiągnięty, ale nie mam co do tego pewności. Uwijam się tutaj jak w ukropie, a drugie śniadanie to na razie pieśń przyszłości.
A wszystko to Moi Drodzy, żebyście głodni nie chodzili. Żeby Wasze podstawowe potrzeby zostały spełnione, a Wy żebyście się rozglądali za spełnieniem tych wyższych, bardziej wyrafinowanych. Dwóje ludzi pracy już się o to postara. A w zasadzie stara się od szóstej rano.
Zjadłszy w międzyczasie pyszne jabłko, trochę optymistyczniej patrzę w najbliższą przyszłość. Poza tym bulgur się już ugotował, a tażin dochodzi.
A skoro się napisałam o tej pracy od samego rana – pozwólcie, że zapoznam Was z jej efektami (ale zapachniałam Marcinem Kydrynskim 😆):
- zupa z kapusty z pesto, pomidorami, ryżem Arborio i serem grana padano
- toskańska zupa pomidorowa z oliwą i bazylią
- wegański tażin z ciecierzycą, batatami, bakłażanem, cukinią, suszonymi morelami, nerkowcami i bulgurem
- kokosowe curry z kurczakiem, fasolką szparagową, bakłażanem, cukinią, mini kukurydzą i ryżem basmati – jest mi trochę smutno, bo jest naprawdę pyszne, a zostało go z wczoraj sporo – mam nadzieję, że dziś kupicie
- tarta z pieczarkami, wędzonym boczkiem i mozzarellą fior di latte.