
Dopiero od dziesięciu lat z małym haczykiem doświadczam piątku jako ostatniego pracującego dnia tygodnia. Wcześniej weekend oznaczał dla mnie przede wszystkim wzmożoną pracę na zwiększonych obrotach. Wiadomo, że główne obłożenie restauracji wypada na weekend, w tygodniu królują głównie biznesowe lancze, lub inne spotkania. Oczywiście nie dotyczy to pracowników gastronomii, bo oni często imprezują w tygodniu, a bardzo często w niedzielę po pracy. I chodzą stadami, pachnąć mieszaniną wydawanych przez siebie posiłków, swoich własnych zapachów i dezodorantu/perfum (to ci bardziej zapobiegliwi). No ale są w stadzie, więc mają zasadniczo w pompce, jak ich odbiorą ludzie poza ich grupą. W końcu popracowe wyjścia na alkohol, tańce lub karaoke (doświadczałam tych wszystkich form) służy rozładowaniu napięcia, obrobienia tyłów szefostwu i ogólnej integracji, z której często powstają bardziej lub mnie trwałe relacje romantyczne. Albo i przyjacielskie. To były dobre imprezy i jest co wspominać – na przykład jak w Pięknym Psie na Jana koło północy aktor Jan Wieczorkowski próbował przy barze wyrwać po prostu kogokolwiek płci żeńskiej. Albo nasze karaoke na Floriańskiej i typ, który bardzo pod wpływem porwał się na Bohemian Rhapsody. O mateczko przenajświętsza – jak on to zmasakrował! Ale co mieliśmy używanie, to nasze.
No i mi się temat wolnych weekendów znacząco odsunął od meritum – ale jak zaczynam pisać to nigdy nie wiem dokąd dojdę. Ale wracając – TO JUŻ DZIŚ. Myślami jestem przy tym, jak to z całej siły będę nic nie robić 😍. Wam też życzę dobrego weekendu i zapraszam na lancz:
- kokosowa zupa dahl z soczewicy i pomidorów
- zupa z kapusty z pesto, pomidorami, ryżem Arborio i serem grana padano
- makaron orecchiette z grillowaną cukinią w sosie śmietanowo – winnym, z serem pecorino romano
- kilka porcji wegańskiego tażina z ciecierzycy, batatów, cukinii, bakłażana, z suszonymi morelami, nerkowcami i bulgurem
- tarta z pieczarkami, wędzonym boczkiem, mozzarellą fior di latte i oliwą extra vergine.