
Miałam być wczoraj na Czyżynach o 17:00, więc miałam bardzo wyśrubowane normy czasowe po pracy. Wyjechaliśmy stąd 15:30. Tuż przez tunelem łączącym Zablocie i Stare Podgorze najechałam nieszczęśliwie na krawężnik i dosłownie w ciągu pięciu sekund uszło mi powietrze z tylnego koła. Zaklęłam pod nosem, bo już wiedziałam, że będę musiała dostać się tam tramwajami. Czas więc niespodziewanie mi się skurczył – czułam się podobnie jak w Nowym Bufecie przed 10:00, kiedy produkcja jeszcze nie ukończona, a tekst nawet nie ma zaląźka. Udało mi się wziąć szybki prysznic, przebrać w ładne ubrania i tyle. Wsiadłam więc do tramwaju w ulubionym płaszczu i na sporym obcasie, pachnąc pięknymi perfumami. Do woni perfum dołączona była woń moich włosów – skurczenie czasu wyeliminowało możliwość umycia głowy po pracy. Tak więc perfumy mieszały się z miksem zapachów z rubenów, focaccii, sosu amatriciana i kremu z groszku – razem tworząc konglomerat bardzo kuchenny. .
Ale to chyba oddaje dwoistość mojej natury i miejsce, w którym siebie widzę. Całkiem udatnie oddała ten stan Katarzyna Nosowska – fanką specjalną nie jestem, ale czasem coś z jej twórczości uderza w sedno. No, przynajmniej moje sedno. A tekst brzmi więcej tak, że zbyt szczecińska (ciechanowska) dla Warszawy (Krakowa), a dla Szczecina (Ciechanowa) zbyt warszawska (krakowska). Oraz: za mądrą dla głupich a dla mądrych za głupia. Tak, to ja – elegancki strój łamany przez zapach gotowania. Ale nie osłabiło to ani trochę mojego animuszu – wygodny obcas zawsze dodaję co najmniej 10 punktów 🤪.
Ale co tam o mnie, skoro jest lancz do zjedzenia, a Wy jesteście ciekawi co tam dziś upichciliśmy ( i czym będą tym razem pachnieć moje włosy 😀). Spieszę z informacją:
- krem kalafiorowy z olejem z pestek dyni
- perski kurczak z suszonymi śliwkami, bulgurem i miętą
- tarta z pieczoną dynią piżmowa, feta, suszonymi pomidorami i tymiankiem.