18 września 2025

Niewyzwolone, nienapisane nierozdzielone wśród czytelników historyjki tłuką się w mojej głowie. Tłuką się mniej wiecej tak, jak ja tłukłam się dziś, próbując zdążyć na czas z produkcją. Trochę nie zdążyłam i mimo rozmaitych środków zaradczych , nie uniknęłam dużej dawki porannego stresu. Stres siedzi sobie między mostkiem a pępkiem i na razie trzyma się mocno – puści dopiero wówczas, kiedy odhaczę całą checklistę. A kiedy pozbędę się z siebie holterowej uprzęży, będzie po prostu śpiewająco. Muszę to zrobić po pracy i być w przychodni między 15:15 a 15:30. W związku z tym nie planujcie wizyty u nas na sam koniec, bo jakiś kwadrans przed 15:00 opuszczam stanowisko pracy, przebieram się błyskawicznie i jadę na Prądnicką. Z radością dam sobie zdjąć wszystkie kable, bo co jakiś czas zahaczam o coś w pracy i coś się odpina.
Jest zabawa – jak widzicie.
Żeby już nie przedłużać, zapoznam Was z menu, pozostając z nadzieją, że jutrzejszy poranek będzie spokojny:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem i oliwą
- cztery porcje kremu kalafiorowego z gotowanym na parze zielonym groszkiem
- curry z pieczonego bakłażana i masła orzechowego, z ryżem basmati i kolendrą
- pięć porcji tajskiej wołowiny massaman w mleczku kokosowym, z ziemniakami, orzeszkami ziemnymi, ryżem basmati i kolendrą
- tarta szpinakowa z cheddarem i orzechami pekan.