20 kwietnia 2018

  Chociaż lubię swoją pracę, to jak większość ludzi od poniedziałku wypatruję weekendów. To wreszcie czas, kiedy mogę coś zrobić tylko dla siebie, ubrać się inaczej, a nie nosić kółko ten sam zestaw, który zasadniczo zakładam na 20 minut rano i na powrót rowerem do pracy. W takiej sytuacji nie mam nawet specjalnej potrzeby żeby kupować sobie nowe ciuchy, bo tych co mam nie zdążę założyć wszystkich w sezonie. Każdy dzień wygląda z grubsza podobnie, ale zasadniczo lubię tę powtarzalność – tradycyjne ziewanie rano w piekarni (zawsze!), mijanie tych samych ludzi w drodze do pracy, codzienny zakup jabłek w sklepie po sasiedzku, przechodzenie naszych klientów obok nowobufetowej witryny i ich przyjazne machanie. Pana mecenasa, który ukochał swój samochód, a któremu poświęciłam już osobną powieść i sąsiadkę z naprzcieciwka, która po sprzedaniu wszystkich obwarzanków pcha wózek chodnikiem, a potem idzie do sklepu po butelkę Coca-Coli. Czasem udaje mi się dostrzec jakąś klientkę hen po drugiej stronie Mogilskiej. Lubię te obserwacje, to umocowanie w przestrzeni, te konkretne powtarzające się zdarzenia. A refleksja mnie naszła oczywiście ze względu na końcówkę tygodnia, na dzisiejszą piątkową piątkowość i weekendową weekendowość. Jeszcze tylko kilka godzinek i będziemy celebrować. Zanim to jednak nastąpi, dobrze byłoby sprzedać wyprodukowany towar, a są nim dzisiej następujące rzeczy:
– harira czyli lekko pikantna, aromatyczna marokańska zupa z ciecierzycy i soczewicy, z dodatkiem pomidorow, marchewki, świeżej pietruszki i kolendry oraz soku z limonki
– lasagne z grillowaną cukinią, wędzoną włoską pancettą i serem grana padano
– lasagne z brokułami, gorgonzolą i grana padano; obie polewamy sosem rosè z pomidorów i bazylii, z dodatkiem śmiet, oliwy extra vergine i czosnku
– tarta z duszonymi w winie pieczarkami, serem fontal, pomidorami, pestkami słonecznika i ziołami
– tarta czekoladowa z masa blokową z kawałkami herbatników.

20 kwietnia 2018 Read More »