12 marca 2025

W poniedziałek nawiedził nas dawny klient. A było ich wtedy dwóch – Marcin i Leszek. Pracowali razem i praktycznie codziennie przychodzili do nas po jedzenie i coś do picia. Ale już dobrych kilka lat temu obaj wyprowadzili się z Krakowa – jeden na Sądecczyznę, drugi na Ziemię Klodzka. Jeden z nich wczoraj wpadł, a ja powitałam go:”Cześć, Marcin”. Marcin był zdziwiony, że pamiętam jego imię. No jakże miałabym nie pamiętać.
Przyjechał do Krakowa, bo miał tu sprawy i postanowił nas odwiedzić, bo owe sprawy działy się nieopodal. Okazuje się, że życie w Nowym Sączu może być bardzo zajęte, pracowite, pełne kultury i jak sessions. I niby jesteś w prowincjonalnym, powiatowym mieście, a nie tęsknisz za bardzo za Krakowem – takim trochę prowincjonalnym, ale jednak większym miastem. A najtrudniej – mówił mi Marcin – znaleźć w pewnym wieku nowych znajomych i przyjaciół, którzy podobnie patrzyliby na świat i byli świetnymi kompanami. No ale jemu się udało – a właściwie to samo się nie udało – bliskie relacje trzeba sobie wychodzić, zorganizować i samemu ich poszukać.
Podobna rzecz jest z Leszkiem, który też się dobrze ulokował w Szczawnie Zdroju. Obaj mieszkają w malowniczych miejscówkach i pracują sobie zdalnie.
To było naprawdę fajne spotkanie. A ułatwieniem jest fakt, że jesteśmy tu ZAWSZE od poniedziałku do piątku, w określonych godzinach. Po prostu trzeba przyjść i powiedzieć coś w stylu:”Cześć, to ja”, czy też:”Pamiętasz mnie?”. Można też po prostu ograniczyć się do samego “Cześć.” – najważniejsze, że się dotarło na Mogilską.
Lubię takie powroty po latach, jako osoba w głębi duszy sentymentalna (ciii, nie mówcie nikomu).
A teraz czas na lancz, bo już mamy pierwsze zamówienie:

  • krem z cukinii z grzankami
  • krem z soczewicy i marchewki
  • makaron fusili z ragu bolońskim z wołowiny i warzyw, z serem grana padano i natką pietruszki
  • tarta z bakłażanem, pomidorkami, fetą i bazylią.